wtorek, 11 lutego 2014

Impresje weekendowe (5)

Niezwykle obfity w sportowe emocje był ten weekend. Tak obfity, że z ilości emocji zapomniałem nabazgrać paru zdań, jak co poniedziałek. Impresje dziś wtorkowe, a że było tego wszystkiego tak wiele, wielu mieliśmy również bohaterów, wielu przegranych, a także wielkie pokazy siły i bezradności. Dziś o nich właśnie, o każdym po trochu, bo każdy zasłużył choć na krótką wzmiankę.

Królowie weekendu:

Kamil Stoch/Marit Bjoergen/Ole Einar Bjoerndalen

Cała trójka jest wielka. Nam, Polakom, najwięcej szczęścia i emocji zafundował oczywiście Kamil i mamy nasz narodowy obowiązek (oby każdy był taką przyjemnością) być z niego dumnym. Chciałbym wtrącić, tak "by the way", że zachwyca mnie nasz złoty medalista swoją chłodną głową. Elementem, którego odmawiano mu, w momencie najbardziej bolesnych klęsk, szczególnie, gdy po bardzo fajnych występach w Pragelato w 2005 roku, nie potrafił unieść pierwszej presji ciążącej na jego barkach i, jak przyznawał w wywiadach, jego kariera wisiała na włosku. Dziś, oglądając wywiady po nokaucie, który bezlitośnie sprzedał całemu światowi skoków, zachowuje się inaczej niż większość sportowców - zażartuje, uśmiechnie się, ale wszystko robi niezwykle spokojnie. Jakby to, co się wydarzyło przed chwilą było zjedzeniem całkiem przyjemnej kolacji. I nie był Kamil w szoku. On stał się wielkim sportowcem przede wszystkim mentalnie. Maszyną zaprogramowaną na tryb "ciężka praca", który w swej końcowej fazie osiąga etap "zwycięstwo". Dlatego właśnie tak świetnie odnajduje się w gronie wielkich mistrzów, wraz z którymi stał się największym bohaterem weekendu w odległym Krasnodarskim Kraju. Norweskiej parze składam ukłony po samą glebę. Nawet Marit, choć wielu współplemieńców pewnie za te słowa powiesiłoby mnie na progu Wielkiej Krokwi. Drodzy Polacy! Całym sercem za Justyną, ale miejmy szacunek dla wielkich sportowców! Pierre de Coubertin się w grobie przewraca.











Bohaterowie weekendu:

Holenderscy panczeniści

3 konkurencje - 7 medali (w tym 3 złote). Muszę coś dodawać?

Thomas Morgenstern

Bo wrócił. Nie jest idiotą (rzekomo nierozumiejącym znaków z nieba). Jest wielkim sportowcem, pozwalającym wierzyć w nieskończone możliwości ludzkie. Niesamowity człowiek, a jeszcze większy bohater.

Rickie Lambert

Za gola kolejki:



Brendan Rodgers

Stworzył drużynę zdolną do walki o najwyższe cele w Anglii, świetnie wykorzystując dwóch super-snajperów, jakich los mu zesłał na Anfield. Choć ukoronowaniem pracy Irlandczyka będzie awans do Champions League (i wcale nie powiedziano, że przez rundę eliminacyjną), to pogrom Arsenalu jest wielkim plusem przy nazwisku tego menedżera. Godna pochwały i podziwu jest przede wszystkim taktyka szybkiego pressingu dużą liczbą graczy na wyprowadzających piłkę bocznych obrońców, która sprawdziła się nie tylko przeciwko Kanonierom, lecz także półtorej tygodnia w derbach Merseyside. Śmiały, brawurowy, a przy tym niezwykle inteligentny i trafiający do zawodników - taki jest Brendan Rodgers i jego styl gry. A na Anfield na kolejne "tłuste lata" nie musieli czekać biblijnych 7 sezonów.

Martin Skrtel

Poza Stevenem Gerrardem i Danielem Aggerem, zawodnik z najdłuższym stażem w barwach The Reds. Ciężko haruje na status legendy klubu i być może sobotnim występem wreszcie na niego zapracował. Niemalże bezbłędny w ataku i obronie. Taka głowa to skarb!


Eden Hazard

Pewnie znudziło się Wam już czytanie o Mourinho, lecz powiedzenie tego samego o oglądaniu gry jego drużyny jest niemożliwe. Spełnia się moja ubiegłoweekendowa przepowiednia - Jose wrócił na jedyne należne mu miejsce. Nie uczyniłby tego jednak bez swego najwierniejszego rycerza. Wciąż młody Belg zagrał być może najlepszy ofensywnie mecz w Premier League w karierze i śmiało można stwierdzić, że obok pewnego Urugwajczyka i pewnego Chorwata, jest najlepszym graczem otwarcia roku 2014-ego. Nie wierzycie mi? Zaufajcie statystykom. Hazard był wszędzie. Radzę się odwrócić i sprawdzić, czy przypadkiem nie stoi także za Tobą.


Leo Messi

Bo znowu Barcelonę ogląda się z przyjemnością. Który to już raz wyciąga Blaugranę za uszy z (tym razem dosłownie) błota?


Przegrani weekendu:

Bode Miller

Pomimo 36 lat na karku i całkiem sporego doświadczenia, gęba mu się nie zamyka. I tym razem przesadziła, bo choć niedzielny zjazd był spojrzeniem w oczy śmierci, to Amerykanin z pewnością nie spisał się na obiecany medal. A to właśnie jego mieliśmy do tej pory za specjalistę od "zadań specjalnych". 8 miejsce w koronnej konkurencji na ostatnich Igrzyskach to wielka porażka mistrza z USA.

Gregor Schlierenzauer

Widzisz, Gregor. I na co był ci ten cały Dubaj? Bo jak nie teraz, to kiedy to złoto? 

PSG

Bez Radamela Falcao Monaco miało być smaczną niedzielną kolacją. A wyszedł z tego niezły klops i choć obie strony miały ogrom stuprocentowych sytuacji, to gospodarze w końcówce skutecznie dali się we znaki Paryżanom. Chciałbym pod tym akapitem wstawić gola Ibracadabry po cudownym przyjęciu piłki, lecz zabrakło centymetrów. Podobnie jak większości jego kolegów z drużyny. 

Rzymianie i Lizbończycy

Ci pierwsi, z chęcią opuściliby Stadio Olimpico, umierając z nudów podczas derbowego meczu. Ci drudzy, podczas swoich derbów, musieli to zrobić. Wiatr nad Lizboną boleśnie poharatał Estadio da Luz, a spadające na trybuny fragmenty dachu wyglądały przerażająco. Na szczęście, obyło się bez ofiar. Powtórka już dziś o 21:15

Newcastle United

Po sprzedaniu Cabaye'a zespół Alana Pardew stacza się po równi pochyłej i próżno szukać, odległego nawet, światełka w tunelu. Na dodatek bolesne lanie w derbowym meczu z Sunderlandem przywołało koszmary z poprzedniego sezonu. Puchary, o których na St. James' Park mówiło się coraz głośniej, szlag trafił.


Pośmiewiska weekendu:

Atletico Madryt

Niezbyt długo cieszył się Diego Simeone upragnionym fotelem lidera hiszpańskiej ekstraklasy. Choć może i dobrze dla Los Colchoneros, że ten zimny prysznic spotkał ich właśnie w tym momencie, tuż przed najważniejszymi spotkaniami w Lidze Mistrzów i na krajowym podwórku. Przypominają mi się moje słowa z początków grudnia, gdy pisałem o wszystkich błędach Liverpoolu, które zostały w meczu z Hull City podane Brendanowi Rodgersowi niczym na tacy. Irlandczyk wykorzystał doskonale zaistniałą sytuację. Czy zdolny do tego będzie Diego Simeone? Dla naszego dobra i emocji do ostatnich kolejek - miejmy nadzieję, że owszem.

Juventus/Manchester United

Sytuacja niemalże symetryczna. 94 minuta spotkania, prowadzenie 2:1 z rywalem skazanym na pożarcie. Chwila nieuwagi zmieszana ze szczyptą szczęścia i... punkt dla "kopciuszka"!

Arsenal Londyn

Aż dziw bierze, że Arsene Wenger nie wiedział, że gra wysoką obroną przeciwko sile kontrataku Liverpoolu nie kończy się zazwyczaj dobrze, a szczególnie w połączeniu z żenująco słabą postawą, niezawodnej do tej pory, parą stoperów Mertesacker - Koscielny. Na dobrą sprawę, ciężko znaleźć pozytyw w grze któregokolwiek z Kanonierów. Po raz kolejny zawiódł Oezil, który przez całe spotkanie ledwie RAZ celnie podał w pole karne. Nie trudno się temu dziwić, gdy operując głównie na 30-40 metrze od bramki rywala zagrywa się niecałe 20% piłek "do przodu". Żartobliwi kibice od razu znaleźli doskonałą odpowiedź na słabą grę Niemca w bieżącym roku.




WL

PS Dziś obrazek z cyklu: znajdź różnicę. Zarówno w Paryżu, jak i w Księstwie Monaco, od tamtego czasu sporo się pozmieniało.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz