wtorek, 4 lutego 2014

Impresje (wybitnie niebieskie) poniedziałkowe (4)

Chelsea była doskonała. Fakt stwierdzony, fakt dokonany - zero wątpliwości. Wiemy doskonale gdzie, w czyjej głowie, znajduje się klucz do doskonałości. I wiemy również doskonale, że poznanie wszystkich tajników sukcesu jest nierealne - zabierze je ze sobą do grobu. Jedyne co nam zostaje to patrzeć i się uczyć. Idąc tym tropem zatrważa mnie przekora ludzka. Ilu menedżerów całego świata nie naśladuje tego jednego, jedynego (teraz widzimy, że określenie to pasuje jak ulał) - The Special One, wiedząc, że to najprostsza droga do osiągnięcia sukcesu. Istnieje w świecie futbolu jedna, może dwie jednostki, choć, dobra, niech będą to trzy, które, wykorzystując własny system gry, potrafiłyby stoczyć z nim walkę jak równy z równym. Niech świadczy o tym również to, że ich zespoły (tak jak wkrótce zespół Jose w Premier League) znajdują się na czele kolejnych najsilniejszych lig kontynentu. Nie ma w tym żadnego przypadku. Pozostali, z całym szacunkiem dla ich zespołów, prędzej czy później podzielą los wczorajszego Manchesteru City. Wyśmiewajmy Sama Allardyce'a za prostactwo, lecz podziwiajmy za zrozumienie, tak prostego skądinąd, twierdzenia: grasz jak on, lub nie grasz wcale. A skoro pozostaje nam wyłącznie analizowanie i wyciąganie wniosków - spójrzmy!

Za przykład weźmy 2 spotkania Manchesteru City przeciwko zespołom z czołówki: najlepsze - przeciwko Arsenalowi oraz najgorsze - przeciwko Chelsea. Nomen omen, jak słusznie zauważył jeden z wiernych czytelników tego blogaska - Mateusz, w spotkaniach tych zagrały 4 różne zespoły. I postawa The Citizens nie zależała w obu potyczkach wyłącznie od utartego stwierdzenia "Grasz tak jak rywal ci na to pozwala", lecz także od braku jakości, którą w spotkaniu z Kanonierami zapewniali Fernandinho oraz Sergio Aguero. Ale po kolei...

Zacznijmy od pierwszego brakującego ogniwa w formacji Manchesteru City, którym był 28-letni Brazylijczyk. Z konieczności zabezpieczenia tyłów i pozostawienia z przodu pola do popisu Yaya Toure, wystawienie w zastępstwie Demichelisa wydawało się dość rozsądnym wyborem. Jak się okazało, Argentyńczykowi zabrakło nie tylko mobilności, pozwalającej na wsparcie partnerów w kreowaniu akcji, lecz także solidności w obronie, a przede wszystkim - asekuracji.

Widząc to, Eden Hazard, prawdopodobnie najinteligentniejszy zawodnik Premier League, uwziął się na 10 lat starszym rywalu okrutnie. Żartowano nawet podczas meczu na Twitterze, że zaletą Demichelisa są długie włosy, gdyż będąc niemiłosiernie kręconym przez młodego Belga, daje to dość dobre wrażenie wizualne. W pojedynkach obu zawodników największy błąd popełniał Argentyńczyk, chcąc przerywać dryblingi Hazarda "na raz". A posiadający niezwykle szybką prawą stopę zawodnik The Blues skrzętnie to wykorzystywał.










Posiadając w zespole tak mobilnego zawodnika jak Fernandinho niezwykły komfort pracy zapewniony miał David Silva, mogąc pozwolić sobie na chwilę odpoczynku, bez konieczności szybkiego powrotu do obrony. Zapewnioną miał świetną asekurację. Na jego nieszczęście, zastępca nie był aż tak wyrozumiały, co jest bardzo delikatnym stwierdzeniem. Martin Demichelis nie wywiązał się należycie ze swojej roli, co zaowocowało utratą bramki.


W momencie, w którym Chelsea zdobywała przewagę z prawej strony boiska (z której padła bramka), beztroski Argentyńczyk spokojnie przyglądał się sytuacji. Jeszcze lepiej widać całą sytuację, z uwzględnieniem brakującego Silvy, formacyjnie odpowiedzialnego za tą stronę boiska.


Brak Sergio Aguero zauważalny był naturalnie w ataku, gdzie David Silva został całkowicie odcięty od możliwości współpracy ze skrzydłowymi. To Argentyńczyk, rozrywający obronę indywidualnym rajdem, bądź szybką klepką, (nie boje się użyć tego stwierdzenia) niczym Leo Messi potrafiłby zrobić faktyczną różnicę w okolicach pola karnego Chelsea. Jak dobrze stwierdzono przed spotkaniem - Alvaro Negredo oraz Edin Dżeko to napastnicy bardzo pasujący parze Terry-Cahill. 

W ten sposób płynnie przechodzimy do znakomicie zorganizowanej obronnie drużyny Mourinho. Nie oszukujmy się jednak, Manchester City, w którym największym motorem napędowym okazywał się Yaya Toure, miał swoje stuprocentowe sytuacje. Lecz nawet Iworyjczyk przez większą część meczu nie miał gdzie się rozpędzić. Jemu również brakowało pomocy dotychczasowego partnera, gdyż Demichelis nie grzeszył kreatywnością, przez co obaj byli dość szybko "gaszeni" przez pomocników The Blues


Warto spojrzeć również na prawą stronę zdjęcia, gdzie David Luiz całkowicie odcina Davida Silvę od podań z głębi pola. Podobna sytuacja podczas całego spotkania powtarzała się wielokrotnie, a Brazylijczyk niczym rzep przyczepił się do El Magico. Dla porównania - beztroski Silva wykorzystujący ogrom wolnej przestrzeni pozostawionej przez graczy Arsenalu. 


Tak oto jedno z największych zagrożeń ze strony The Citizens zostało zneutralizowane. Pozostały jeszcze skrzydła. Jak ważny to element gry ofensywnej Błękitnych mógł się przekonać The Special One analizując spotkanie właśnie z Arsenalem, gdzie ofensywnie usposobieni Wilshere oraz Walcott nie zapewniali koniecznej asekuracji szczególnie po lewej stronie gdzie beztrosko hasał Pablo Zabaleta, po zmianie wspierany przez Jesusa Navasa. Nagana należy się naturalnie przede wszystkim Nacho Monrealowi, całkowicie nieświadomemu wydarzeń odbywających się za jego plecami. A działy się tam sceny iście dantejskie. Wyglądało to dokładnie tak:


Powyżej sytuacja bramkowa



Ostatnia sytuacja pokazuje natomiast znakomicie, jak dzięki wsparciu skrzydłowych, Manchester City wypracowywał sobie przewagę w bocznych sektorach boiska. Pozostawiony korytarz dla Gaela Clichy'ego rozciągnął defensywę Arsenalu co stworzyło wiele wolnej przestrzeni, która mogła zostać wykorzystana przez Aguero i Nasriego. W pełni świadomy tego zagrożenia był Jose Mourinho. Chelsea, przede wszystkim w rundzie rewanżowej, zachwyca asekuracją bocznych sektorów boiska, a przed tym spotkaniem Portugalczyk bez wątpienia uczulał swoich zawodników na ryzyko płynące z gry skrzydłowych. Dlatego tak ważnymi zawodnikami w systemie The Special One są bardzo często wracający w te sektory boiska Hazard oraz Willian, dodatkowo wspierani przez Maticia z Luizem. Zagrożenie zostało całkowicie zneutralizowane.



Zawodnikiem scalającym defensywę Chelsea w monolit był wszędobylski Nemanja Matić, debiutujący po powrocie w wyjściowej jedenastce The Blues. Biorąc pod uwagę ciężar gatunkowy spotkania i ogromną przewagę psychiczną, jaką uzyskali gracze ze Stamford Bridge, zwycięstwo to może być decydującym o końcowym wyglądzie tabeli, choć przewagą bramek Manchester City wciąż znajduje się ponad zespołem Mourinho. Ośmielę się stwierdzić, że to właśnie Matić był zawodnikiem, który swą grą zadecydował o końcowym rezultacie (a mógł to podkreślić zdobywając bramkę po pięknym strzale z daleka). Idąc tym tropem, aby skorzystać z usług nieocenionego Serba, Roman Abramowicz musiał wyłożyć na stół 22 miliony funtów. I jest to niezbity argument na to, że mistrzowski tytuł wart jest każdych pieniędzy. 

A na deser, popis Maticia (numer 21) we wczorajszym spotkaniu. Perfetto!




Ach, wielki Jose, tęskniliśmy za Tobą!


WL




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz