Fakt, brakowało polotu z przodu. Z wielu powodów należy się jednak wyrozumiałość Legionistom. Przede wszystkim znakomicie zorganizowanym defensywnie zespołem była Korona, która umiejętnie zamykała wszystkie luki, na smyczy trzymała Radovicia i doskonale zabezpieczyła prawą stronę. Mankamentem w grze obronnej Kielczan w pierwszych 20-30 minutach była zbyt duża przestrzeń pozostawiona Guilherme i prosiło się, aby bezwzględnie ją wykorzystać. Gdy jednak lewostronni defensorzy złocisto-krwistych ocknęli się, bardzo ciężko było Legionistom przedostać się pod bramkę Małkowskiego. Dość dobrze dysponowany Brazylijczyk musiał być zatrzymywany faulami i choć stałe fragmenty (element zdecydowanie do poprawy, zarówno w obronie, jak i w ataku) nie przynosiły rezultatów, to nadmierna agresja doprowadziła do otrzymania czerwonej kartki przez Jovanovicia. W drugiej połowie więcej przestrzeni, schodząc do środka, odnalazł Henrik Ojamaa i w drugich 45 minutach był najgroźniejszym zawodnikiem Legii, co powinien udokumentować w protokole meczowym strzelonym golem.
Newralgicznym momentem spotkania mogło być całkowicie niesłuszne wyrzucenie z boiska Dwaliszwiliego. Choć Gruzin był niezbyt widoczny, w drugiej połowie, przede wszystkim, bardzo dobrze pracował kreując krótkimi podaniami i przepychankami przestrzeń przed "szesnastką" Kielczan. Środkowy napastnik, w przeciwieństwie od taktyki Jana Urbana, w systemie Berga stanowi bardzo ważny punkt drużyny. Jest to fakt bardzo istotny (jak bardzo, mam nadzieję przekonamy się gdy swoje umiejętności zaprezentuje Orlando Sa), a zauważany przez niewielką liczbę dziennikarzy i ekspertów. Wyrzucenie Gruzina w sytuacji, gdy Legia stwarzała sobie coraz więcej szans bramkowych, odbiło się na grze Warszawian. I głupie wydają się tezy, które stawiała para komentująca to spotkanie, jakoby warto byłoby wypróbować ustawienie z Radoviciem jako fałszywą "dziewiątką". To nie jest filozofia Henninga Berga. To nie jest filozofia polskiej piłki. To nie jest filozofia dająca szanse na awans do Ligi Mistrzów.
Z przodu zabrakło Legionistom świeżości. O zmianę prosiło się już dużo wcześniej, szczególnie o zastąpienie bardzo poobijanego Guilherme, który dość mocno dzisiejszego wieczora poczuł na własnej skórze temperament polskiej Ekstraklasy. O Legii Berga możemy powiedzieć jednak coraz więcej, choć dalekie jest to od ideału, którego pierwszych przebłysków powinniśmy wypatrywać późną wiosną, a który objawi nam się w pełnej okazałości już jesienią. Bardzo ważną rolę w systemie Norwega odgrywać będą środkowi pomocnicy, którzy dziś zaprezentowali się z dobrej strony. Pytanie, czy chimeryczny Ivica Vrdoljak będzie potrafił grać przez całą rundę z takim zaangażowaniem jak w dniu dzisiejszym oraz jak Helio Pinto odnajdzie się w znacznie większej liczbie zadań defensywnych, bo podczas dzisiejszego pobytu na murawie Janota kilkukrotnie zdążył zostawić za plecami Portugalczyka. Mimo to, cierpliwi i spokojni kibice mogą obserwować Legię pędzla Henninga Berga z przyjemnością, a ci bardziej porywczy pewnie w niedalekiej przyszłości w grze Legionistów znajdą coś dla siebie.
Dziś z coraz większą pewnością stwierdzamy, że mało kto będzie w stanie przeszkodzić Legii, bo słowem-kluczem, słowem-wytrychem, które odnalazł norweski menedżer, a które pozwoli Legii utrzymać panowanie jest...
DOMINACJA
WL
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz