poniedziałek, 30 grudnia 2013

Co z tą Legią? (cz.3)

Osobiście jestem raczej zwolennikiem tezy, że na wynik zespołu wpływają jakość zawodników oraz praca sztabu trenerskiego w stosunku 50/50. Ciężko tu w jakikolwiek sposób wyrokować, bo gdzież indziej powinien być Real Madryt, który od 2005 roku, za kadencji aż 7 trenerów, nie wypadł z czołowej dwójki w La Liga. W opozycji do tego staje nam chociażby tegoroczne Newcastle, które po dokonaniu ledwie jednego transferu, bez zmiany trenera, za to z solidnie przepracowanym okresem przygotowawczym i zmianami w taktyce, jak równy z równym bije się z Arsenalem, przed którym rok wcześniej położyło się z pokorą i przyjęło bolesny wyrok ofensywnego stylu gry - 7:2. Dlatego taki stosunek wydaje mi się najsprawiedliwszy.

Nie inaczej rzecz wydaje się mieć w przypadku warszawskiej Legii. Choć bliżej nam w tej sytuacji do opisanego przypadku Królewskich, to w żadnym wypadku nie należy bagatelizować pracy trenera, który w obliczu mnogości urazów i natężenia meczowego, musiał utrzymać ład i porządek. I choć europejskie puchary przyprawiały nas o dreszcze, a spotkania takie jak w Bielsku-Białej oraz w Gdańsku (w rzeczywistości wyglądało to jeszcze boleśniej, niż na ekranie telewizora) działały niczym płachta na byka, to 5-punktowe prowadzenie w tabeli T-mobile Ekstraklasy jest osiągnięciem należącym w znacznym stopniu także do Jana Urbana. Aby wyciągnąć bardziej obiektywne wnioski i właściwie ocenić pracę szkoleniowca, przyjrzyjmy się trochę bliżej stylowi gry Legii oraz postawie jej opiekuna.

Analiza taktyki oraz gry zespołu

Wierny wzorom hiszpańskim, spuściźnie po Macieju Skorży i doświadczeniu poprzedniego sezonu, a także świadomy wymagań ekstraklasowych, trener Urban postanowił uparcie trwać przy ustawieniu 4-2-3-1. I w rzeczywistości ciężko podważać sens tego ustawienia, gdyż do tej pory sprawdzało się bez zarzutu i pozwalało na wykorzystanie największych atutów warszawskiego zespołu. Nie pozostawia ono wiele możliwości na dowolne interpretowanie boiskowej przestrzeni, co w przypadku profilu wielu zawodników Legii i sposobu gry w T-mobile Ekstraklasie (możliwość wykorzystania pressingu, bez jednoczesnego pozostawiania wolnej przestrzeni pomiędzy defensywą a drugą linią) stanowiło najlepsze wyjście. Jedynie można się zastanawiać, czy nie warto byłoby dostosować formację do możliwości kadrowych, w sytuacji odczuwalnych braków, lecz w mojej opinii przy dużym natężeniu meczowym, najzwyczajniej nie było czasu na zmianę ustawienia i dobre zaznajomienie z nią zawodników.

Sam Jan Urban podczas jednej z konferencji prasowych wypowiedział się na temat taktyki swojego zespołu w następujący sposób: "Szybko odebrać piłkę, zagrać na skrzydło, dośrodkować do napastnika, gol." Napastnika, którego od połowy rundy Legia nie posiadała, gdyż jedyny z obecnych najzwyczajniej nie nadążał za szybko rozgrywaną akcją. Ten problem został jednak rozwiązany w inny sposób, o czym za chwilę. Skuteczność stosowanego systemu zależała przede wszystkim od sposobu gry oferowanego przez przeciwnika. I tak, w ligowych potyczkach czy to z Lechem czy z Górnikiem, gdy rywal potrafił szybko i sprawnie zorganizować grę obronną, zmuszając Legię do gry atakiem pozycyjnym, nie sprawdzał się on zbyt dobrze. Natomiast w znamiennych spotkaniach z Koroną Kielce (za początków trenera Pachety), czy wieńczącym ligową jesień meczu z Cracovią, gdy linia defensywna grającego otwartą piłkę przeciwnika nierzadko znajdowała się w okolicach środka boiska, zabójcze okazywały się kontry wyprowadzane przez szybkich Ojamę (który przeciwko wspomnianym przeciwnikom rozegrał swoje najlepsze spotkania) oraz Kucharczyka.

W podobny sposób starała się Legia organizować swą grę z europejskich pucharach. Z różnym skutkiem. Co możemy zaobserwować na dobrze obrazujących ową sytuację "heat mapach", w zależności od klasy i sposobu gry przeciwnika, gra Wojskowych skupiała się na powierzchni o różnej wielkości, lecz zawsze w podobny sposób.


19 września: Lazio - Legia



12 grudnia: Apollon - Legia

Jak możemy dostrzec, przy spotkaniach z bardziej wymagającym przeciwnikiem, lepiej zorganizowanym w środkowej strefie boiska, gra warszawskiej drużyny zagęszczała się na własnej połowie, w okolicach koła centralnego. W obu spotkaniach z Apollonem, Legia, której pozostawiono znacznie więcej swobody, mogła płynniej konstruować akcje w środku boiska, niezależnie od wybranej strefy i sprawnie przenieść piłkę na skrzydło. Tym, co zadecydowało o niepowodzeniu, była niedokładność dośrodkowań i gry na małej przestrzeni przed polem karnym rywala oraz brak skuteczności. Widzimy to na przykładzie kluczowych spotkań Trabzonsporem, kiedy to goście byli głęboko cofnięci i pozwalali Legii na wiele swobody, której nie potrafili wykorzystać.


24 października: Trabzonspor - Legia 
Celność podań piłkarzy Legii w tzw. "offensive third"


W poprzedniej części artykułu, oceniając postawę piłkarzy zadałem retorycznie pytanie, co by zrobiła Legia bez Tomasza Brzyskiego. Stosując przedstawiony powyżej styl gry - niewiele. Pierwszy nabytek warszawskiego zespołu w erze Bogusława Leśnodorskiego wreszcie odnalazł miejsce dla siebie i swojej (najlepszej w kraju?) lewej nogi. Ciężko powiedzieć, jak wyglądałaby gra drużyny bez jego zaangażowania z lewej strony i jego dośrodkowań. Jakub Kosecki i Michał Żyro wyłączeni byli przez znaczną część rundy przez kontuzje, Henrik Ojamaa ma tyle wspólnego z celnymi centrami co sam piszący ten artykuł, Michał Kucharczyk był bardzo chimeryczny, a prawi obrońcy bardzo rzadko angażowali się w poczynania ofensywne. Taki, niestety bardzo smutny, jest wizerunek skrzydeł Legii, które miały być jej największym atutem.

Pisałem o brakującym napastniku. "Lado" Dwalishwili ze swoim zaangażowaniem i posturą ciała nadawałby się wyłącznie do piłki chodzonej i po stracie Marka Saganowskiego w polu karnym wytworzyła się wyrwa. I w tym momencie na scenę wkroczył Tomasz Jodłowiec. Najmniej znaczący podczas wiosny 2013 nabytek Legii, jesienią miał stanowić zapchajdziurę w formacji defensywnej. Zaczął rundę dość niemrawo, występując jeszcze na pozycji stopera, gdzie zagrał przeciwko Molde bodajże najgorsze swoje spotkanie, gdy jawnie zawinił przy straconym golu. Przy kontuzji Daniela Łukasika i fatalnej dyspozycji Helio Pinto, niespodziewanie znalazło się dla niego miejsca na pozycji defensywnego pomocnika. I nagle Tomasz Jodłowiec - solidny ligowiec, facet od czarnej roboty, stał się Tomaszem Jodłowcem - strzelcem bezcennych goli i kadrowiczem u Adama Nawałki. I to on, jak zobaczymy za chwilę na grafikach, doskonale wypełnił lukę po brakującym napastniku. 

Przez całą rundę pełnił rolę, która przeznaczona była raczej dla bezbarwnego Dominika Furmana - defensywnego pomocnika, aktywnego na całej przestrzeni boiska, często angażującego się w akcje ofensywne. Największym atutem eks-Polonisty okazała się umiejętność odnajdowania wolnych przestrzeni w polu karnym. Zobaczcie, ile miejsca pozostawili mu obrońcy w tak newralgicznym punkcie boiska.


Żeby nie pozostać gołosłownym i udowodnić, że nie był to jednostkowy przypadek i gapiostwo obrony - kolejna sytuacja, proszę bardzo.


Aby podkreślić istotną rolę Tomka - w obu sytuacjach strzelał bramki. Tym istotniejsze, że obie w niezwykle zaciętych spotkaniach pozwoliły przełamać paraliżujący Wojskowych impas.

Przysłowiowym asem w rękawie trenera Jana Urbana były jednak stałe fragmenty gry. Fakt faktem, to właśnie po nich udało się Legionistom strzelić jedyne bramki w Lidze Europy. Elementem, który przyniósł najwięcej korzyści były bez wątpienia rzuty rożne. Uderzane przeważnie przez Tomasza Brzyskiego, rzadziej przez Dominika Furmana. Taktyka tego stałego fragmentu gry była w większości przypadków następująca: bramkę atakuje 7-8 zawodników, 3 lub 4 z nich nabiega na bliższy słupek, często aby przedłużyć zagranie; na wprost nabiega rozpędzony z linii 16 metra zawodnik, pozostali gracze natomiast ustawieni są w polu karnym lub zamykają akcję przy długim słupku. Ponownie, aby nie pozostać gołosłownym, udowodnię to na przykładach.




Natomiast sytuacja, którą chciałbym teraz przedstawić, pokazuje zarówno taktykę Legii na rzuty rożne, a także olbrzymią rolę Tomasza Jodłowca, który doskonale potrafił odnaleźć wolną lukę w polu karnym (po lewej)



We wszystkich trzech sytuacjach Legia strzelała bramki. Co niesamowite, jak widać na dwóch pierwszych przykładach i (kto mi nie wierzy, niech sprawdzi) jak miało to miejsce w przypadku rzutów rożnych, piłka zagrywana była przez Tomasza Brzyskiego. Swoją drogą, ciekawi niezmiernie mnie fakt, dlaczego media nie zwróciły szerszej uwagi współpracy duetu dwóch Tomaszów, który wypracował Wojskowym tyle ważnych bramek. Obaj panowie znają się doskonale z dwóch sezonów spędzonych wspólnie w stołecznej Polonii, rozumieją się doskonale nie tylko poza boiskiem, lecz przede wszystkim i na nim. Czego nie udało mi się przedstawić na grafikach (wielka szkoda, że żaden rodzimy portal nie podjął się tworzenia dokładnych analiz statystycznych wzorem FourFourTwo) poza pokazanymi wyżej sytuacjami, bardzo często współpracowali ze sobą na boisku, rozgrywając piłką na małej przestrzeni w lewym sektorze boiska, a także "Jodła" bardzo często asekurował "Brzytwę" w defensywie, gdy ten nie zdołał wrócić po akcji ofensywnej. 

Warto również wspomnieć o środku pola, gdzie niepodzielnie po odejściu Danijela Ljuboji, prym wiedzie i zbiera wszystko do kupy najlepszy zawodnik T-mobile Ekstraklasy, czyli Miroslav Radović. To jego brak był najbardziej odczuwalny podczas minionej rundy, a już wybitnie podczas meczów z Trabzonsporem w Lidze Europy, gdy nieumiejętność wykorzystania wolnych przestrzeni, kiedy to Legioniści zmuszeni byli do ataku pozycyjnego, była najbardziej widoczna i bolesna.

W taki sposób grała Legia pod batutą Jana Urbana. Był to styl typowo przystosowany do polskich realiów i w mojej ocenie zabrakło niewiele, by powalczyć o dość dobry wynik w Europie, gdzie dwa spotkania: rewanż ze Steauą, a także pierwszy mecz z Trabzonsporem, zaprzepaściły wszystkie szanse i starania. Wiele było w grze Legii chaosu i niedokładności, w których dobrze odnajdywali się tylko niektórzy zawodnicy. Tego, czego nie można odmówić Legionistom, jest ambicja, bo w trudnych spotkaniach, czy to w eliminacjach do Ligi Mistrzów, czy na krajowym podwórku (przeciwko Śląskowi, Górnikowi czy Pogoni) udawało się odrabiać straty po głupich błędach w obronie. Kilka było również spotkań frustrujących, szczególnie potyczki z Lechią i Podbeskidziem pod koniec rundy, które niewątpliwie obciążają konto 
trenera. Zabrakło mi większego zaangażowania młodych zawodników i wprowadzania ich do zespołu, choć może szkoleniowiec uznał, że żaden z aspirujących graczy nie pasuje do wizji zespołu, a Aleksander Jagiełło został oddany zbyt pochopnie. To, czym natomiast Jan Urban mi zaimponował, było podołanie trudom braków kadrowych i umiejętne szukanie zawodnikom nowych pozycji na boisku. Najlepszymi przykładami tego są przesunięty na środek obrony - Jakub Rzeźniczak czy rozłożony przed chwilą na czynniki pierwsze Tomasz Jodłowiec. Jan Urban z trenera powoli przeistaczał się w mentora, zachowującego dobrą atmosferę, a cała reszta miała ułożyć się sama. Ostatecznie, szefostwo klubu zadecydowało się na zmianę...

O nowym trenerze słów kilka

Gdy informacja o zmianie trenera spadła na nas wszystkich niczym grom z jasnego nieba, okraszona wywiadami z Ole Gunnarem Solskjaer'em czy "stale śledzącym polską ligę" Sir Alexem Fergusonem, a także z samym zainteresowanym, ciężko mi było się w tym wszystkim odnaleźć. Z jednej strony wypominano brak trenerskiego doświadczenia, z drugiej stawiano rekomendacje osób liczących się w światowym futbolu. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że jest to decyzja świetna marketingowo i odpowiednio opakowana przez najlepszych w tej branży, na krajowym rynku, specjalistów z Łazienkowskiej. Bo takiego szumu, jaki stworzono przy osobie Henninga Berga nie było ani przy Bakero, z bogatą przeszłością w Barcelonie, ani przy Danie Petrescu, który podobnie do Berga doświadczył angielskiego futbolu lat '90. Z pewnością nie jest to pochopny krok kierownictwa stołecznej drużyny i sam byłem zdania, że potrzebne są zmiany. Prawdziwa weryfikacja pracy Norwega nastąpi najpewniej jesienią nadchodzącego roku wraz z kolejną przygodą w europejskich pucharach. Wiosna, po odpadnięciu z pozostałych rozgrywek, powinna stanowić dla niego poligon doświadczalny i okres inicjacji w polskich realiach, co nie powinno przeszkodzić w zdobyciu przez Legię kolejnego tytułu. Bardzo ważne może być obeznanie nowego trenera w rynku piłkarzy, który musiał śledzić, pracując jako skaut dla Norwich i należy się spodziewać, że to on będzie miał decydujące zdanie przy wzmocnieniach.

To, co niewątpliwie podoba mi się w działaniach prezesa Leśnodorskiego, jest wybranie osoby bliższej stanowisku menedżera, niż trenera czy mentora, jak to miało miejsce w przypadku Jana Urbana. Sztab trenerski ma być zorganizowany w stylu angielskim (trudno o lepszy wzór niż ten, którego doświadczył na Old Trafford), coraz częściej spotykanym także w Niemczech, a Henning Berg powinien czuwać nad wszystkimi działaniami. Bardzo ważna w tej kwestii jest także współpraca z Akademią Piłkarską - oczkiem w głowie prezesa. Wzorem dla Legii ma być FC Basel i przeprowadzane przez niego 5 lat temu przemiany, które pozwoliły klubowi z Bazylei zdominować szwajcarską, futbolową scenę i wejść na stałe na europejskie salony.

Jedna rzecz w tym wszystkim nie pozwala mi do końca zaufać nowemu menedżerowi. Zżyta ze sobą i przyzwyczajona do trenera Urbana drużyna może przejść swego rodzaju szok związany z innym systemem pracy i temperamentem Norwega. Może nie być dość dobrze przyjęty przez zespół i choć z początkiem zawodnicy podejdą do niego z respektem i szacunkiem, to gdy rozluźnią się więzi, sprawy mogą potoczyć się różnie. Tak samo intryguje to, jak poradzi sobie z trudnymi charakterami, skorymi do nocnych szaleństw, a będących ważnymi ogniwami w drużynie. Mowa tu między innymi o Radoviciu i Dwaliszwilim. Gdy trener upora się z tym problemem, pozostałe nie powinny sprawić większych kłopotów. Pewne jest jedno: to trener Berg znajdzie się teraz na świeczniku, a podejmowane decyzje, napiętnowane przez medialnych krytyków, spadną na barki Norwega z podwójną siłą.



Szczerze gratuluję wszystkim, którym udało się wytrwale przebyć wszystkie trzy części powyższego podsumowania. Sam musiałem dać upust kłębiącym się od pierwszego spotkania emocjom, które potęgowały się z tygodnia na tydzień. I choć odpoczynek od polskiej piłki, często boleśnie kaleczącej oczy kibica, był konieczny, to po wszystkich emocjach przelanych na łamach tego bloga i niepewnościach związanych z osobą nowego trenera, jakoś tak mocniej zatęskniłem za naszymi rodzimymi zmaganiami. Oby do wiosny! (symbolicznej oczywiście, bo jej początek to już 14 lutego)

WL

PS Nie lubię takich stwierdzeń i doszukiwania się spisku we wszystkim dookoła, ale w spotkaniach przeciwko City i Chelsea, Liverpool nie został sprawiedliwie potraktowany przez sędziów...

PS2 Jako, że to ostatni wpis w tym roku, chciałbym Wam podziękować za poświęcany czas na czytanie tego blogaska (dla ciekawskich - licznik wyświetleń grubo przekroczył już 1000) i całą konstruktywną krytykę, jak wiadomo, bardzo ważną dla początkującego twórcy. Natłok obowiązków i chęć pisania rzeczowych i ciekawych artykułów, a nie zalewanie Was marną papką co 2-3 dni, powoduje to, że mimo tylu ciekawych tematów, które przychodzą mi do głowy i które być może prywatnie kiedyś Wam obiecałem, nie znalazły się one jeszcze na tej stronie. W nowym roku spodziewajcie się więcej rzetelnych faktów, ciekawych statystyk i kontrowersyjnych opinii. Postaram się urozmaicić sportową "ofertę" i nie ograniczać się wyłącznie do futbolu. Planuję także rozpoczęcie kilku ciekawych serii artykułów, materiałów wideo, a także reportaży z paru wydarzeń. Stay tuned!



poniedziałek, 23 grudnia 2013

Co z tą Legią? (cz.2)

Po przeanalizowaniu wyników, przejdźmy do sedna gry zespołu - postawy poszczególnych zawodników na przestrzeni ostatnich 5 miesięcy. Bardzo specyficznie układała się ta runda pod względem kadrowym dla warszawskiej drużyny. Rozpoczęło się od poszerzenia składu, aby być dobrze przygotowanym do walki na trzech frontach. Przy obciążeniach narzuconych na zawodników, ogromnej ilości rozegranych spotkań i nadmiarze pecha, decyzja ta okazała się w obliczu liczby urazów zbawienna. Wiele zastrzeżeń należy mieć natomiast do jakości wzmocnień. Żaden z nowych zawodników nie zaprezentował zapowiadanego potencjału. Na stwierdzenie, czy przedsezonowe zapowiedzi klasy nowych graczy były przesadzone jest jeszcze za wcześnie, ponieważ (chociażby w przypadku Helio Pinto) proces aklimatyzacji w nowym środowisku wciąż trwa. Widać gołym okiem, że minęła epoka Marka Jóźwiaka i jego "perełek" pokroju Arruabarreny czy Antolovicia, jednak profesjonalizm pracy sztabu ds. skautingu stawia pod znakiem zapytania chociażby kwestia spowinowacenia Pinto i Juniora czy opierania się przy transferze Henrika Ojamyy na obserwacjach poznańskiego Lecha. Może wymagamy zbyt wiele po dwóch latach z Danijelem Ljuboją, choć napastnika i stopera (wybacz Dossa) na europejskim poziomie jak nie było, tak nie ma. Jedno jest pewne - zapowiadanej jakości wraz z Ligą Mistrzów do tej pory od sprowadzonych graczy nie otrzymaliśmy.

Ważną kwestią i decydująca dla stanu kadrowego Legii były bez wątpienia kontuzje. Po okresie wielu narzekań na poprzedni sztab medyczny, Bogusław Leśnodorski zdecydował się na jego wymianę i rozpoczęcie pracy z dietetykiem. Przeprowadzone zmiany wyglądały sensownie i przemyślanie, choć oczekiwana zmiana nie nadeszła. Liczby nie kłamią: Legia jest zespołem z największą liczbą kontuzji zawodników z pierwszego składu w calutkiej Europie. I nawet jeśli trener Urban stracił masę czasu na podróżowanie pomiędzy warszawskimi klinikami i dzwonienie do rzymskiego szpitala Villa Stuart, nie należy obwiniać wyłącznie nowego sztabu medycznego. Przeładowanie terminarza i przeciążenie materiału ludzkiego było bezlitosne i bardzo znaczące dla zaistniałej sytuacji. Brak Kuciaka w Lidze Europy, Radovicia w decydujących meczach z Trabzonsporem, absencja Marka Saganowskiego czy luka na lewym skrzydle, przymusowo łatana przez Tomasza Brzyskiego. Były to newralgiczne puzzle w warszawskiej układance, których nieobecność zaważyła na postawie zespołu. Wszystkie, mniejsze czy większe urazy, nie pozwalają niestety na obiektywną ocenę możliwości i skali rozwoju danego zawodnika (znaczący fakt chociażby dla młodych Daniela Łukasika czy Michała Żyry).

Przejdźmy jednak do sedna. Przerwa zimowa, być może w tym sezonie niezbyt długa, jest doskonałym czasem, by podejrzeć w wolnej chwili piłkarskie rozgrywki w cieplejszych rejonach Starego Kontynentu. Dla każdego z Legionistów przygotowałem postać, której powinni szczególnie wnikliwie się przyjrzeć i zaczerpnąć wiele przydatnych elementów do swego rzemiosła piłkarskiego. I będzie to niewątpliwa korzyść dla nich samych, naszych oczu oraz naszych pilotów telewizyjnych, które nie będą zmuszone do przełączania na inne rozgrywki, gdy na poziom naszych rodzimych zmagań będziemy w stanie patrzeć dłużej niż 2-3 minuty.

Ocena gry zawodników

12. Dusan Kuciak

Po wspaniałych występach na początku rundy, szczególnie w Lidze Mistrzów wypracował sobie wśród fanów tak wielki kredyt zaufania, że po powrocie po rekonwalescencji kilka nieudanych zagrań nie poszargało jego niezwykłej reputacji. Dwumecz przeciwko mistrzom Rumunii przejdzie do historii jako jeden z największych popisów bramkarskich polskich drużyn w XXI wieku. Jak ważny był to punkt dla warszawskiej drużyny udowodniła Liga Europy, gdzie Legia straciła pod jego nieobecność 6 bramek, z czego o co najmniej 2 powinniśmy obwiniać jego zastępcę. Lekką rysę pozostawiły dwa ligowe występy na koniec jesieni - przeciwko Lechii i Cracovii, i o ile błędne i nieudane zagrania w Gdańsku można usprawiedliwić warunkami atmosferycznymi, to kiks z Pasami nie powinien się przytrafić.

Rozegrane spotkania: 19
Czyste konta: 6
Ocena (1-6): 5-

Wzór do naśladowania: Thibaut Courtois 

Zbliżone warunki fizyczne. Miłośnik piąstkowania.Warto poprawić obronę 1-na-1.


84. Wojciech Skaba

Mało widoczny, pojawiający się do tej pory wyłącznie w meczach Pucharu Polski, goalkeeper otrzymał jedyną w swoim rodzaju szansę na pokazanie się szerszej widowni i udowodnienie swojej klasy. Rekomendacje składane przez kolegów z zespołu i Krzysztofa Dowhania raczej napajały optymizmem, do momentu w którym sam interesant nie pojawił się między słupkami. A tu widzieliśmy natomiast: zagubienie, niepewność, fatalną komunikację z linią obrony, nieporadność i tak dalej, i tak dalej. Pozytywów i interwencji godnych pochwały było zdecydowanie za mało, jak na bramkarza zespołu tej klasy. Fatalna postawa w meczach z Zawiszą i na wyjeździe do Turcji dodatkowo nie poprawiają jego wizerunku. O tej jedynej szansie rapował w "Lose Yourself" Eminem, retorycznie pytając: " Would you capture it? Or just let it slip?". Wojciech Skaba wybrał to drugie rozwiązanie.

Rozegrane spotkania: 16
Czyste konta: 4
Ocena: 3-

Wzór do naśladowania: Costel Pantilimon

Czyli jak, będąc tym wiecznie drugim, skraść serca fanów.


14. Jakub Wawrzyniak

"Szybkość, drybling, lewa noga - piłka ma jednego Boga" - można było przeczytać na jednym z memów stworzonych ku "czci" lewego obrońcy Legii i Reprezentacji Polski. Z każdą kolejną rundą tych dobrych występów 30-latka można odnotować coraz mniej. Cierpliwość tracą kibice, tracił ją również Jan Urban. Ciężko jeszcze uświadomić sobie, że ten właśnie zawodnik wystąpił w 2 spotkaniach 1/8 finału Ligi Mistrzów w barwach ateńskiego Panathinaikosu i zebrał wyśmienite recenzje. Dziś ledwo pozostał cień ówczesnego gracza. Coraz więcej wpadek w obronie i coraz mniej udane rajdy pod pole karne rywala. Nie słyszałem o umiejętnościach łyżwiarskich tego zawodnika, jednak przestrzegałbym przed wpuszczaniem go na taflę, skoro na trawie ma problem z utrzymaniem równowagi. Pod koniec rundy występował z konieczności, gdy trener Urban musiał przenieść Tomasza Brzyskiego na lewe skrzydło. 

Rozegrane spotkania: 21
Asysty: 3
Gole: 0
Żółte kartki: 3
Czerwone kartki: 1
Ocena: 3

Wzór do naśladowania: Leighton Baines

Świetny sezon. Zwróciłbym przede wszystkim uwagę na posturę i walkę ciałem. Kuba, koniec oszczędzania się! No i co ważne: więcej gra, niż mówi. 


17. Tomasz Brzyski

Co by Legia bez niego zrobiła tej jesieni? Wspaniałe asysty, odważne wyprowadzanie gry do przodu, piękny gol w Nikozji. Przychodził do warszawskiego zespołu z etykietką obytego ligowca, twardego, nieustępliwego, jednak nie wybijającego się przed szereg. Wystarczyła jedna runda, aby okrzyknąć jego lewą nogę "najlepszą w Ekstraklasie". W obecnej formie, pomimo niezbyt udanych 2 występów, najlepszy polski lewy obrońca. Po niezbyt udanej wiośnie w Legii, w najlepszy możliwy sposób wykorzystał okres nieobecności Jakuba Wawrzyniaka i stał się ważnym zawodnikiem pierwszej "11". Istotna okazała się również jego uniwersalność, gdyż dzięki niej, w obliczu kontuzji Koseckiego i Żyry, to on zajął miejsce na lewym skrzydle i z powierzonych zadań wywiązał się solidnie. Mimo dość dużej eksploatacji, niewielkie urazy nie wyłączały go na dłuższy okres z rotacji.

Rozegrane spotkania: 27
Asysty: 10
Gole: 1
Żółte kartki: 2
Czerwone kartki: 0
Ocena: 5

Wzór do naśladowania: Patrice Evra

Podobny, bardzo ofensywny styl gry. Warto przyjrzeć się asekuracji, bo tego elementu często brakowało.


2. Dossa Junior

Była gwiazda ligi cypryjskiej. Wychwalany przez wszystkich przybyszy z tej właśnie wyspy: od Helio Pinto (co zrozumiałe, szwagier zawsze porządna firma) do Vasconcelosa, głównie za siłę, nieustępliwość i dobre wyprowadzanie gry. W Legii z racji doświadczenia i długiej kontuzji Inakiego Astiza, z miejsca wskoczył do pierwszego składu i dość dobrze rozumiał się w nim z Jakubem Rzeźniczakiem. Bardzo wiele zastrzeżeń można mieć do umiejętności czytania gry, co często uchodziło mu płazem (choć nie zawsze, przykładem mecz z Ruchem w Chorzowie) i zbytniej agresji w wielu zagraniach. Bardzo rzadko angażował się w rozgrywanie piłki, a długie podania często były niedokładne. Do plusów można bez wątpienia zaliczyć angażowanie się w stałe fragmenty gry i świetną grę głową, jednak ciąży nad nim pewne fatum, bo mimo wielu okazji, ani razu nie skierował piłki głową do bramki (jedynie raz - z Trabzonsporem, jednak gol nie został uznany). Wydaje się, że jeszcze zaprezentuje pełnię swoich umiejętności.

Rozegrane spotkania: 25
Asysty: 0
Gole: 0
Żółte kartki: 7
Czerwone kartki: 0
Ocena: 4

Wzór do naśladowania: Dante

Świetne wykorzystanie atletyzmu i wzrostu. Pewne i dokładne rozgrywanie piłki.



25. Jakub Rzeźniczak

Po dość długim leczeniu wszelkich kontuzji, wreszcie wrócił, przypominając kibicom, dlaczego uznawany był za jednego z najbardziej utalentowanych polskich obrońców. Najlepszym jednak, co mogło się dla niego przytrafić, było przymusowe przesunięcie na środek linii defensywnej. Zaimponował przede wszystkim nieustępliwością, dobrym czytaniem gry, umiejętnym ustawianiem się (co jest bardzo istotne przy jego wzroście) i przygotowaniem kondycyjnym. Kilka ważnych (i ładnych) bramek padło jego łupem. Ustatkował się zarówno życiowo, jak i piłkarsko i widać to było przez większość rundy na murawie. Lekko obniżył loty w końcowej części rundy, jednak stanowił jeden z najjaśniejszych punktów Legii, czego skutkiem było natychmiastowe powołanie do kadry. Kuba w najlepszy dla obrońcy wiek (26-32) wkroczył z wielkim przytupem i należy życzyć mu udowodnienia wielu rzeczy sobie i kibicom. 

Rozegrane spotkania: 29
Asysty: 0
Gole: 5
Żółte kartki: 6
Czerwone kartki: 0
Ocena: 5-

Wzór do naśladowania: John Terry

Jak doskonalić warsztat, to podpatrując najlepszych.


15. Inaki Astiz

Przez większą część rundy nieobecny z powodu zabiegu na przepuklinie i późniejszych reperkusji. Gdy wrócił, wyraźnie widoczne były jego braki szybkościowe i kondycyjne. Rzadko angażował się również w rozgrywanie piłki, a jak wiadomo, umiejętności techniczne do gry ofensywnej również ma. Zakładając olbrzymie doświadczenie i solidne przepracowanie okresu przygotowawczego, na wiosnę znów będzie skałą na pozycji stopera i ważną kartą w talii trenera Berga.

Rozegrane spotkania: 7
Asysty: 0
Gole: 1
Żółte kartki: 2
Czerwone kartki: 0
Ocena: 4

Wzór do naśladowania: Thiago Silva

Siła + doświadczenie + technika + finezja = najsolidniejszy stoper świata



8. Marko Szuler

Jedna z wcześniej wspomnianych "perełek" Marka Jóźwiaka. Kontuzjowany lub ośmieszany przez zawodników III ligi grupy łódzko-mazowieckiej. Zagrał raz, tworząc "wybuchową" parę obrońców z Mateuszem Cichockim. Legia rozwiązała z nim kontrakt z dniem 3 grudnia br.

Rozegrane spotkania: 1
Asysty: 0 
Gole: 0
Żółte kartki: 0
Czerwone kartki: 0
Ocena: 1

Wzór do naśladowania.. a z resztą, i tak się niczego nie nauczy. Jak dobrze, że już go nie ma.



39. Mateusz Cichocki

Ledwie 5 występów w pierwszej drużynie i o ile po meczu z Widzewem chwalono go ze wszystkich stron, to z każdym kolejnym spotkaniem było coraz gorzej. Kulminacją było spotkanie z Lechią Gdańsk. Mimo solidnych występów w drugiej drużynie, trener Urban nie zdecydował się na skorzystanie z usług zawodnika. A szkoda, bo zdecydowanie ma wiele do udowodnienia.

Rozegrane spotkania: 0
Asysty: 0 
Gole: 0
Żółte kartki: 1
Czerwone kartki: 0
Ocena: 3

Wzór do naśladowania: Raphael Varane

Młody, niezwykle zdolny. Pokazuje, jak nie zmarnować szansy i zdobyć zaufanie trenera.


19. Bartosz Bereszyński

Będąc jedną nogą w Benfice, po zaledwie jednej dobrej rundzie gry, rozbudził apetyty kibiców chyba ponad stan. Stale rozwijający się, szybki, ambitny zawodnik, wokół którego zrobiło się zbyt dużo szumu, który zaburzył skupienie się na poprawnej, ciężkiej pracy. Bardzo często nie panuje nad emocjami i pod presją potrafi podejmować niezrozumiałe decyzje. Słabsza runda była mu bez wątpienia potrzebna na pozbieranie się i ochłonięcie. Dodatkowo notorycznie przeszkadzały mu kontuzje, po których nie potrafił ponownie wejść na solidny, meczowy poziom. Należy mieć nadzieję, że 21-latek wiosną znowu zaskoczy.

Rozegrane spotkania: 19
Asysty: 0
Gole: 0
Żółte kartki: 5
Czerwone kartki: 2
Ocena: 4-

Wzór do naśladowania: Łukasz Piszczek

Bo, wiadomo, Polak, solidna, uznana, światowa marka. No i dośrodkowania, pięta achillesowa młodego Legionisty.


28. Łukasz Broź

Nie prezentuje poziomu, który znamy z Widzewa Łódź, jednak solidność i doświadczenie przydały się podczas nieobecności Bartosza Bereszyńskiego. Dość dobrze zgrał się z drużyną poza boiskiem, warto udowodnić to również na murawie. Wiosną z racji mniejszej liczby spotkań i pełnej rekonwalescencji Beresia, otrzyma zdecydowanie mniej szans na udowodnienie swojej wartości. A jak podsumować minioną jesień - no, szału nie ma.

Rozegrane spotkania: 18
Asysty: 0
Gole: 0
Żółte kartki: 4
Czerwone kartki: 0
Ocena: 4

Wzór do naśladowania: Stephan Lichsteiner

Solidny w ataku, solidny w obronie. Żelazne płuca. A, że Łukaszowi brakowało kondycji, Szwajcar może być świetnym natchnieniem.



3. Tomasz Jodłowiec

Największy wygrany okresu licznych kontuzji i najlepszy zawodnik Legii w minionej rundzie. Z konieczności przemianowany przez trenera Urbana na pozycję defensywnego pomocnika i nie wymagano już od niego tak wielu zadań w obronie, gdzie był solidny, lecz popełniał proste błędy. Dzięki ambicji, czasem podchodzącej pod fantazję i zaangażowaniu świetnie sprawdzał się w środku pola. Bardzo ruchliwy, wszędobylski, często podłączał się pod akcje ofensywne. Zdaje sobie sprawę z braku wybitnej techniki, więc podaje bezpiecznie, ale mądrze, nie wdaje się w dryblingi, świetnie wykorzystuje wolne przestrzenie i walczy o każdą piłkę. W środku pola bardzo przydatny dzięki solidnej grze głową. I co ważne - strzelec istotnych bramek. Bardzo trafne wydaje się porównanie do Robocopa, zawsze tam gdzie trzeba i można na nim polegać. Dodatkowo - niezniszczalny, gdyż poza dwumeczem ze Steauą omijały go urazy.

Rozegrane spotkania: 29
Asysty: 1
Gole: 5
Żółte kartki: 6
Czerwone kartki: 0
Ocena: 5+

Wzór do naśladowania: Sergio Busquets

Warto popracować nad defensywą i umiejętnym pressingiem. Choć jest jedna rzecz, której może mu Legioniście zazdrościć zawodnik Barcelony - bramek.


21. Ivica Vrdoljak

Kapitan warszawskiej drużyny od przybycia do Polski, z rundy na rundę niestety obniża loty. Mimo atletyzmu i świetnych warunków fizycznych nie potrafi zdominować środka pola, co dodatkowo uwypukliły mizerne występy w europejskich pucharach. Bardzo często wytykano Chorwatowi grę na alibi i brak zaangażowania. Słynne stało się nagranie na którym redaktorzy serwisu weszlo.com policzyli skandalicznie małą ilość kontaktów zawodnika (grającego przez 90 minut) z piłką w pierwszym meczu ze Steauą Bukareszt. Jego konto obciąża także wiele niecelnych podań i częste straty piłki. Z racji zdobycia najważniejszego gola ubiegłego sezonu i pozycji kapitana, kibice mają do niego wiele cierpliwości. Jednak i ta powoli zaczyna się kończyć.

Rozegrane spotkania: 26
Asysty: 1
Gole: 2
Żółte kartki: 6
Czerwone kartki: 0
Ocena: 3-

Wzór do naśladowania: Yaya Toure

Walka, zaangażowanie, nieustępliwość i znaczenie dla drużyny w jednym. "Box to box guy", którego Legia potrzebuje od zaraz. 


37. Dominik Furman

Jeden z ulubieńców trenera Urbana. Dalej korzystający z opinii wielkiego, młodego talentu, jednak nie błyszczał i nie zaskakiwał już tak, jak ubiegłej wiosny. Rzadko udowadniał swoje umiejętności ofensywne, które rzekomo miały predysponować go do gry na pozycji nr 8. Bardzo chimeryczny, szczególnie w Lidze Europy, gdzie przeciwko Trabzonsporowi zaliczył bodajże najgorsze występy tej jesieni. Warto chwalić go za częste odważne podania do przodu i współpracę z Radoviciem. Pogłoski o zainteresowaniu niemieckich klubów i rychłym wyjeździe z Warszawy włożyłbym pomiędzy bajki, gdyż z obecną formą świata nie zawojuje. Nagana należy mu się za stałe fragmenty gry.

Rozegrane spotkania: 30
Asysty: 2
Gole: 0
Żółte kartki: 4
Czerwone kartki: 0
Ocena: 3+

Wzór do naśladowania: James Ward-Prowse

Młody, zdolny, także z łatką wielkiego talentu. No i bajecznie dośrodkowuje.


35. Daniel Łukasik

Niewiele można powiedzieć o grze młodego Legionisty, bo gdy zdołał pozbyć się jednego urazu, po miesiącu dopadł go kolejny, który wykluczył go z gry do końca rundy. W tych kilku spotkaniach zaprezentował się dość solidnie, jednak spełniania oczekiwań możemy doczekać się dopiero na wiosnę, gdy Daniel przepracuje jak należy cały okres przygotowawczy.

Rozegrane spotkania: 8
Asysty: 0
Gole: 0
Żółte kartki: 1
Czerwone kartki: 0
Ocena: 4-

Wzór do naśladowania: Daniele De Rossi

Z racji imienia i bajecznej gry Włocha w tym sezonie.



23. Helio Pinto

Przybywał zbawić polską piłkę, nadać jej właściwej portugalskim manierom, finezji, a co najważniejsze, wprowadzić samodzielnie Legię do Ligi Mistrzów. We wspomnianych rozgrywkach zaliczył dość niezauważalne epizody w spotkaniach przeciwko The New Saints. Momentalnie wypłynęły na wierzch jego braki w przygotowaniu fizycznym, przez co pierwsze dobre spotkanie rozegrał dopiero 28 września przeciwko Śląskowi Wrocław. Dość burzliwie przebiegał jego okres aklimatyzacji w Warszawie, połączony z problemami rodzinnymi, co odbiło się wyraźne na grze zawodnika. Nie przystosował się jeszcze do gry w polskiej lidze i środkowoeuropejskiej kulturze piłkarskiej. Zimą powinien popracować nad masą mięśniową i odbiorami piłki. Od czasu do czasu oczarował kibica techniką niespotykaną do tej pory w rodzimych rejonach, zdobywał gole z rzutów wolnych (co niewątpliwie stanowiło problem Wojskowych) i błyskotliwie podawał. Lekko rozbudził nasze apetyty. Wiosną chcemy zdecydowanie więcej!

Rozegrane spotkania: 25
Asysty: 1
Gole: 6
Żółte kartki: 2
Czerwone kartki: 0
Ocena: 3+

Wzór do naśladowania: Mesut Oezil

Podawać piłkę w stylu Niemca Portugalczyk na pewno potrafi, gdyż udowadniał to nie raz. Brakuje wyłącznie powtarzalności.


32. Miroslav Radović

Motor napędowy większości ataków Legii, bezsprzecznie lider drużyny, którego brak psuje funkcjonowanie całego mechanizmu, czego dowiedli Wojskowi w meczach, gdy przymusowo pauzował Serb. Grając w Warszawie od 2006 roku zna ten klub i tą ligę od podszewki i widać to również na boisku: wie jak się poruszać, wie jak podawać, wie jak strzelać. Wyraźnie brakuje mu w ataku partnera zdolnego do prowadzenia kombinacyjnej gry. Minionej jesieni może nie zaliczy do najlepszych okresów w karierze, jednak stale utrzymuje wysoki, jak na polskie standardy, poziom, który pozwala mu dominować nad przeciwnikami. Dla zmuszenia go do większego zaangażowania i wysiłku potrzebna byłaby konkurencja na jego pozycji. Może Michał Masłowski?

Rozegrane spotkania: 25
Asysty: 4
Gole: 7
Żółte kartki: 3
Czerwone kartki: 0
Ocena: 5-

Wzór do naśladowania: David Silva

Gracz o bardzo zbliżonym profilu do Serba. Powinien zmusić do większego zaangażowania, częstszych dryblingów oraz zrzucenia paru kilogramów.


20. Jakub Kosecki

Są dwa wydarzenia związane z ubiegłą jesienią, które pojawiają mi się w głowie bo wypowiedzeniu tego nazwiska: gol w Bukareszcie i zejście z boiska po poligonie, jaki zafundowano mu w Poznaniu. Kuba był notorycznie wybijany z rytmu meczowego poprzez liczne drobne urazy, które wykluczały go z gry na kilka spotkań, przez co nie zaistniał w Europie (choć miał wymarzoną okazję w pierwszym meczu z Lazio) i nie potrafił wykorzystać swych walorów szybkościowych. Choć starał się być aktywny, nie potrafił rozpędzić się i znaleźć sobie miejsca na boisku. Bardzo rzadko przeprowadzał udane dryblingi, po których mógłby wbiec w pole karne i zagrozić bramce rywala. Po świetnym poprzednim sezonie, ta runda okazała się przestojem, a może i regresem w rozwijającej się karierze wciąż jeszcze młodego zawodnika. 

Rozegrane spotkania: 18
Asysty: 1
Gole: 3
Żółte kartki: 2
Czerwone kartki: 0
Ocena: 3+

Wzór do naśladowania: Jesus Navas

Modelowo wykorzystujący to, czym został obdarzony przez naturę. Także podobnych dośrodkowań oczekujemy od Kuby.


33. Michał Żyro

"Ulubieniec" warszawskiej publiczności dość niefortunnie złapał kontuzję w pierwszych minutach meczu w Trabzonie, która wyłączyła go z gry na dalszą część rundy. Mimo to, zdołał "zabłysnąć" kilkoma nieporadnymi zagraniami, lecz zdarzały mu się również spotkania całkiem przyzwoite (jak chociażby pierwszy mecz z Widzewem czy Jagiellonią). Wciąż uparcie będę domagał się znalezienia mu nowej pozycji na boisku, gdyż brak mu przebojowości i dryblingu skrzydłowego. Być może lewa obrona lub wysunięty napastnik. Problem leży już w kompetencjach nowego menedżera Legii. Pamiętajmy, że Michał to ledwie 21-letni zawodnik, który dopiero rozpoczyna najważniejszy okres swojej kariery. Choć niesie ze sobą pokaźny bagaż doświadczeń, wiele jeszcze przed nim.

Rozegrane spotkania: 19
Asysty: 3
Gole: 0
Żółte kartki: 5
Czerwone kartki: 0
Ocena: 3

Wzór do naśladowania: Eden Hazard

Z gry Belga powinien Żyro zaczerpnąć sporo przebojowości, odwagi, boiskowej mądrości i podejrzeć kilka przydatnych zwodów.


18. Michał Kucharczyk

Człowiek-zagadka, najwyraźniej lubujący się w rozpoczynaniu i zamykaniu danego okresu świetnymi występami. Przez znaczną część pozostałych gier - frustrujący, niepewny, niemyślący. Zawodnik obdarzony dynamitem w nogach, pozwalającym odstawić mu konkurencję o kilka susów, potrafiący z prędkością światła posłać piłkę w okno bramki rywala. Świetnie sprawdza się w kontrach, szczególnie grając przeciwko zespołom prowadzącym otwartą, ofensywną grę. Potrzebuje ustabilizowania formy i wejścia na poziom, który prezentował w kilku spotkaniach, gdyż będąc ulubieńcem Jana Urbana, który wprowadzał go do drużyny jeszcze za poprzedniej swej kadencji, nie miał problemu z otrzymaniem miejsca w składzie, jednak nikt nie wie, jak ów temat potraktuje Henning Berg. "Kuchar" znakomicie wpisuje się w odwieczny problem dotyczący określenia potencjału zawodnika. Nikt nie wie, czy Michał jest "dobry jak jego ostatni mecz" czy "skoro już coś raz mu wyszło, to może wykonać to po raz kolejny i robić to powtarzalnie".

Rozegrane spotkania: 26
Asysty: 3
Gole: 7
Żółte kartki: 1
Czerwone kartki: 0
Ocena: 4-

Wzór do naśladowania: Frank Ribery

Skoro już został okrzyknięty polskim odpowiednikiem Francuza, to wypadałoby trochę lepiej mu się przyjrzeć i poćwiczyć koncentrację.


7. Henrik Ojamaa

Imponował w pierwszych meczach szybkością i przygotowaniem motorycznym. Gdy tylko pozostawiło mu się trochę wolnej przestrzeni, potrafił znakomicie to wykorzystać (vide spotkanie w Kielcach). Z meczu na mecz zachwyt nad jego osobą topniał z coraz większą intensywnością. Zbyt często wdawał się w pojedynki 1-na-1, oddawał bezsensowne uderzenia, nie odnajdywał się w ataku pozycyjnym i bardzo rzadko dzielił się piłką. Kulminacja anty-Henrikowych nastrojów nastąpiła po fatalnym spotkaniu z Lazio, gdy cała medialna krytyka spadła na jego barki. Może i potrzebny był Estończykowi taki zimny prysznic i szczera rozmowa z trenerem, gdyż potem było już tylko lepiej. Fakt faktem, nie wywyższałbym go pod niebiosa za mecz z Cracovią, gdyż ciężko nie wykorzystać kontrataku przeciwko dwójce stoperów wątpliwej klasy, mając przed sobą obdarzonego turbodoładowaniem Michała Kucharczyka i mnóstwo wolnej przestrzeni. Co cieszy, Henrik dobrze odnalazł się w nowym środowisku, co stało pod znakiem zapytania, gdyż mówiono, że Motherwell opuścił po problemach w szatni. A o świetnym przygotowaniu fizycznym do sezonu świadczy brak jakiejkolwiek kontuzji, co czyni go ewenementem w trudnej sytuacji na Łazienkowskiej.

Rozegrane spotkania: 30
Asysty: 5
Gole: 2
Żółte kartki: 0
Czerwone kartki: 0
Ocena: 3+

Wzór do naśladowania: Arjen Robben

Bo jak się "sępić", to ucząc się od najlepszych.


9. Marek Saganowski

Drugi rok z rzędu, problemy zdrowotne wykluczając żywą legendę warszawskiej ekipy z późnojesiennych rozgrywek. Do momentu kontuzji, po raz kolejny udowadniał, że świetnie zna się na swojej robocie i przykłada się do niej z olbrzymim profesjonalizmem. Zdobywał bramki, zaangażowaniem na boisku zmuszając do refleksji wielu młodych kolegów z drużyny. Za serce, które zostawia w każdym meczu należy mu się ogromny szacunek, a po powrocie po kontuzji możemy spodziewać się kolejnych występów na solidnym poziomie. 

Rozegrane spotkania: 12
Asysty: 2
Gole: 6
Żółte kartki: 1
Czerwone kartki: 0
Ocena: 4+

Wzór do naśladowania: Francesco Totti

Doskonały poradnik dla idola trybun, jak mimo kontuzji wciąż grać solidnie i twardo. Przy okazji, dla czystej przyjemności samego "Sagana", warto pozachwycać się grą Romy.


13. Wladimer Dwaliszwili

Nawet najlepsze amerykańskie, wojskowe radary, miałyby problem z odnalezieniem Gruzina na boisku podczas połowy spotkań tej rundy. Eks-Polonista spuścił z tonu z momentem odniesienia kontuzji przez Marka Saganowskiego i brakiem jakiejkolwiek poważnej konkurencji na szpicy. Grał bo musiał, nikt nic mu zrobić nie mógł, a piłka od czasu do czasu sama znalazła się na jego bucie. Jeśli zawodnik z numerem 13 na plecach chce utrzymać miejsce w wyjściowej "11" musi zabrać się do solidnej pracy, gdyż po powrocie Marka Saganowskiego i prawdopodobnym zakupie nowego napastnika, trener Berg może podziękować za grę zawodnikowi nie traktującemu swych obowiązków z należytą powagą. 

Rozegrane spotkania: 28
Asysty: 1
Gole: 11
Żółte kartki: 2
Czerwone kartki: 0
Ocena: 3-

Wzór do naśladowania: Carlos Tevez

Wybaczcie mi to zdanie, ale w takim klubie, z takimi ambicjami, trzeba po prostu zapierdalać i zostawić serducho na boisku. A Argentyńczyk po przyjściu do Juventusu robi to wyśmienicie.



27. Patryk Mikita

19-latek rozpoczął sezon z wielkim przytupem, grając koncertowe spotkanie przeciwko Widzewowi. Później solidnie zaprezentował się w spotkaniu z Lechią Gdańsk, by przepaść na dłuższy czas. Dziwi to tym bardziej, że dotychczas Jan Urban chlubił się umiejętnym wprowadzaniem młodzieży do pierwszego zespołu i po kontuzji Marka Saganowskiego wydaje się, że nastąpił idealny moment, by dać więcej szans młodemu zawodnikowi, by nawet podeptał trochę po piętach Dwaliszwilemu. Tak się jednak nie stało, a możliwość gry otrzymał dopiero pod koniec rundy, gdy drobny uraz dopadł zmęczonego Gruzina. Cień na jego dość dobre poczynania boiskowe kładą niechlubne komentarze na Facebooku, a gdy mamy do czynienia z zawodnikiem walczącym o grę w czołowym polskim klubie, również publicznie musi on zachowywać powszechne standardy. Mam nadzieję, że na wiosnę Patryk ochłonie i postara zaprezentować się przed nowym menedżerem z jak najlepszej strony. A to, że posiada wielki potencjał, udowodnił już w lipcu.

Rozegrane spotkania: 15 (tylko 3 od pierwszej minuty)
Asysty: 2
Gole: 1
Żółte kartki: 1
Czerwone kartki: 0
Ocena: 4-

Wzór do naśladowania: Alvaro Negredo

Przy warunkach fizycznych Patryka Mikity, ciężko znaleźć lepszego zawodnika, tak dobrze czującego się na szpicy i wykorzystującego swoją szybkość i zwrotność.





WL


piątek, 20 grudnia 2013

Co z tą Legią? (cz.1)

Rundę letnio-jesienną z polską piłką zaczynaliśmy już 17 lipca w walijskim Wrexham. Dokładnie 154 dni minęły od pierwszego do ostatniego meczu Legii w tym okresie. Mogłoby się wydawać, że ledwie kilka dni temu słuchaliśmy Kazka Węgrzyna wykrzykującego z trybun Stadionu Narodowego w Bukareszcie, że "Rumuni wyglądają jak ujadające pieski wypuszczone z bramy, a Legia jak na zwolnionym tempie". Ligowo-pucharowy maraton rozkręcił się do granic wytrzymałości, naciągając mięśnie, zrywając więzadła kolanowe i skręcając stawy skokowe. Gubiąc się w zacierających się granicach kolejek, coraz większej liczbie kibiców zbierało się na mdłości. W całej tej karuzeli najczęściej na pierwszy plan wybijało się słowo "Legia". I działo się to wcale nieprzypadkowo, gdyż 35 meczów w rundzie to wynik niebanalny. Po końcowym meczu z Górnikiem Zabrze nadszedł czas podsumowań, okraszony dodatkowo sensacyjną decyzją o zmianie trenera, lekko zmieniając nasz pogląd na pracę wykonywaną przez Jana Urbana. Jednak o tym później. Z racji ilości materiału do przeanalizowania, podsumowanie podzielone zostało na 3 części. Dziś pierwsza z nich...


Ocena wyników w rozgrywkach krajowych i międzynarodowych

Rozpoczynając analizę, należy postawić tezę, z którą zapewne zgodzi się większość z Was - Legia nie spełniła postawionych przed nią oczekiwań. Marnym pocieszeniem jest 5-punktowe prowadzenie w Ekstraklasie, gdyż niesmak pozostawiony przez styl gry warszawskiej drużyny i rezultaty na innych frontach jest zdecydowanie silniejszy. Wymówek, jak zwykle, może być mnóstwo: natłok kontuzji, wyczerpanie, zbyt krótki okres aklimatyzacji nowych zawodników (Helio Pinto w szczególności) czy powszechny pech. Jedne z nich bardziej, inne mniej racjonalne, lecz co najważniejsze, nie zdominowały oceny postawy zespołu zarówno w mediach, jak i wśród kibiców. Niejednokrotnie Wojskowi udowadniali drzemiący głęboko w nich potencjał, który czynił kolejne blamaże zdecydowanie bardziej frustrującymi.

1. T-mobile Ekstraklasa

Tu różnica w poziomie postaw reprezentowanych przez warszawską drużynę była najbardziej widoczna. A najlepszym tego dowodem jest wieńczący ów okres serial meczowy: zwycięstwo nad Pogonią, porażka w Bielsku-Białej, wygrana z Ruchem, blamaż z Lechią, a na zakończenie pewny triumf nad Cracovią. Żadna inna drużyna w naszej rodzimej lidze nie zanotowała tak wyraźnej amplitudy wahań formy, a sprawił ją sobie akurat lider rozgrywek. Ciężki jest przypadek kibica Legii, który widzi oczyma wyobraźni, jak wysoka mogłaby być przewaga po podziale punktowym, gdyby nie stracone punkty choćby w obu meczach z Lechią, w Bydgoszczy, czy pod Klimczokiem.

To, że na krajowym podwórku Legia nie będzie miała sobie równych, widać było już od pierwszej kolejki. Po 3 meczach bilans Legionistów wynosił - 9 punktów, 12 bramek strzelonych i ledwie 1 stracona. I czekano na kolejne nawałnice. A tu klops. Waleczne niebieskie Hanysy pod wodzą żegnającego się powoli z Chorzowem Jacka Zielińskiego wprowadziły w życie zasadę "bij mistrza". Tydzień później wynik ten powtórzyła na Łazienkowskiej gdańska Lechia, a linię obrony z Mateuszem Cichockim i Marko Szulerem przerosła rola powstrzymania "supersnajpera" - Pawła Buzały. Wojskowi spadli na 3. miejsce w tabeli, a grunt pod nogami z lekka zaczął się palić, choć pocieszeniem miała być Liga Mistrzów.

To związane z europejskimi pucharami rotacje bezpośrednio przyczyniły się do co najmniej połowy z 6 porażek tej jesieni. Czy były potrzebne? Ciężko orzec jednoznacznie, jednak bliższy jestem tezie, że jednak nie. Tym bardziej tak drastyczne, jak we wspomnianym meczu z Lechią. Zrozumiała wydawać się mogła chęć dania szans powąchania boiska graczom rezerwowym, jednak powinno być to wykonywane stopniowo, a tygodniowa przerwa w graniu ostatecznie nie wyszła na dobre zawodnikom grającym w dwumeczu ze Steauą. 

Od września rozpoczęła się w drużynie Legii plaga kontuzji, która, co zrozumiałe, wymuszała wiele decyzji personalnych. Pozwoliła między innymi na znakomite pokazanie się światu talentom dwóch Tomaszów: Brzyskiego i Jodłowca, największych wygranych tego okresu. Po raz kolejny Jan Urban świetnie potrafił zaadaptować zawodników do nowych pozycji na boisku i odpowiednio ich wykorzystać. Dzięki rozszerzeniu składu przed sezonem udało się przetrwać ten ciężki okres, jednak nagana należy się trenerowi za niewiele szans dawanych zdolnej warszawskiej młodzieży, w obliczu braków kadrowych. Dziwi to tym bardziej, że praca z młodymi zawodnikami i umiejętne wykorzystywanie ich było jedną z domen Jana Urbana. Najbardziej wymownym przykładem jest Patryk Mikita, który wielki potencjał zaprezentował już w pierwszym spotkaniu z Widzewem, a później został na dłuższy czas pominięty i nie raczył skorzystać z jego usług szkoleniowiec nawet po kontuzji Marka Saganowskiego, przy ograniczonej rotacji na pozycji nr 9. Przy konkurencji na obu skrzydłach dość zasadna wydawała się decyzja o wypożyczeniu Aleksandra Jagiełły, jednak po kontuzjach Michała Żyry i Jakuba Koseckiego, otworzyłaby się przed nim olbrzymia szansa na występy w pierwszym zespole. Ledwie cztery spotkania zagrał Mateusz Cichocki, zapowiadany przed sezonem na olbrzymi talent. Dwa razy wszedł z ławki Michał Kopczyński. Na tym kończy się lista aktywnych wychowanków Akademii Piłkarskiej Legii. Do bram pierwszego zespołu pukają między innymi bardzo zdolni Jakub Arak, Grzegorz Tomasiewicz czy Łukasz Bogusławski. Okres kontuzji w drużynie Jana Urbana wydawał się idealnym momentem na wprowadzanie ich do pierwszego składu.

W lidze Legia panuje dzięki indywidualnym umiejętnościom poszczególnych zawodników. O wyniku spotkania samą obecnością na boisku decydował Miroslav Radović, ważne bramki strzelali Jakub Rzeźniczak oraz Tomasz Jodłowiec, a 9 asyst Brzyskiego to wynik wybitny. Nie należy zapominać także o Dusanie Kuciaku, który po powrocie z przymusowej absencji może nie był tak efektowny, lecz dawał wiele pewności drużynie. Na naszym krajowym podwórku wystarczało to zupełnie, lecz gdy na drodze Legii stawał rywal z Europy...

2. Europejskie puchary

... pod Legionistami uginały się kolana. 3 zwycięstwa, 4 remisy, 5 porażek - definicja "eurowpierdolu", szczególnie, gdy 2 z tych zwycięstw odnosi się z półamatorską drużyną mistrza Walii. Legia została stłamszona, wyprana i zrównana z ziemią. Obnażono w sposób niezwykle bolesny i widoczny wszystkie elementy świadczące o fatalnej kondycji polskiego futbolu, szczególnie podkreślając beznadziejność rodzimej myśli szkoleniowej. Ciężko nazwać Legię drużyną, bo ta powinna zostać oparta na liderze, którego zabrakło i pewnym porządku taktycznym, w miejsce którego zakradła się destrukcyjna samowola. Tylko brak skuteczności FK Molde pozwolił Wojskowym na grę w fazie grupowej jakichkolwiek europejskich rozgrywek. W Bukareszcie ambicją i walecznością wywalczony został niezwykle cenny remis, by pozbawić się szans na przekroczenie progu raju już po ledwie 9 minutach meczu rewanżowego.

O ile różnica klas w dwumeczu ze Steauą była wyraźna, to po wylosowaniu przystępnej grupy wiele nadziei pokładaliśmy w rozgrywkach Ligi Europy, również gwarantującym spory zastrzyk gotówki i poprawę rankingu. Bo temu Lazio to nie zależy, Trabzonspor - zbieranina gwiazd w kryzysie, a o tym Apollonie to słyszymy pierwszy raz w życiu. I gdy z niezwykle trudniejszych grup wydostawały się polskie drużyny, tworzyliśmy sobie w głowie niepoprawną wizję tychże rozgrywek. Kreowaliśmy się na mocarzy, tłamszących rezerwy europejskich potęg, traktujących "uboższą siostrę" Ligi Mistrzów z pogardą. Swą walecznością dokonywaliśmy rzeczy wielkich i rozsławialiśmy nazwy naszych klubów po całej Europie. Nie inaczej miało być w przypadku Legii...

Pierwszy klops nie był jeszcze tak straszny, bo jednak Lazio pod wodzą Hernanesa to poziom dla Legionistów abstrakcyjny. Cieszyły sytuacje i poprawna postawa na tle znanej marki. 2 tygodnie później na Łazienkowską przybył cypryjski Apollon i udowodnił w sposób dość przekonujący i bolesny, że gra w piłkę w wydaniu współczesnym nie jest już tak banalna, a odpowiednia taktyka i wykorzystanie nieporadności przeciwnika stanowi niezwykle skuteczną broń. 3 października zasypialiśmy oszołomieni, jednak z iskierką nadziei na zwarcie szeregów w decydujących bojach z Trabzonsporem.

Iskierka zgasła równie szybko, co zapłonęła, gdyż brak Dusana Kuciaka dał się odczuć najboleśniej własnie w Turcji. Legia staczała się dość szybko po równi pochyłej, stając się faktycznie rozpoznawalną w Europie, lecz z powodu najgorszego bilansu we wszystkich rozgrywkach pod egidą UEFA. Wstyd maskowaliśmy żarcikami dotyczącymi "chlubnych" statystyk, wmawiając sobie, że faktycznie to nie było tak źle, tylko wyników zabrakło. I legł mit "przyjaznej" Ligi Europy, a najmilszym wspomnieniem pozostanie chyba wyłącznie gol Tomasza Brzyskiego na zakończenie rozgrywek. Piękny sen o podboju Europy, kreowany od zdobycia mistrzostwa kraju, przez prezesa Leśnodorskiego i trenera Urbana, legł w gruzach i może upłynąć jeszcze wiele czasu, zanim zdążymy się spod nich wydostać.

Europejskie rozgrywki miały być oknem wystawowym dla młodych i zdolnych z warszawskiej ekipy. Jak można się spodziewać, nie zaskarbili sobie sympatii zachodnich skautów. Jest czego żałować, prawda, Dominiku Furmanie?

3. Puchar Polski

Przyjmijmy, że meczu z Rozwojem Katowice nie traktujemy poważnie. Co nam zostaje? Brak zaangażowania i odpowiedniej motywacji (co być może wiązało się ze świadomością nieuchronnej straty posady przez Jana Urbana) oraz zmęczenie rozgrywkami, przedstawione na dość przykrym obrazku z dokonującym aktu destrukcji Mistrza Polski Górnikiem Zabrze. I nie będę niczego usprawiedliwiał, kibice powinni być wściekli, widząc oddawaną za bezcen szansę napisania pięknej historii zdobycia czwartego z rzędu Pucharu Polski i brak szacunku do ich ciężkiej pracy na przestrzeni całej rundy.


Jedno słowo opisuje postawę Legii w rundzie jesiennej sezonu 2013/2014...

Bladość.

Ocena osiągnięć Legii w poszczególnych rozgrywkach (skala 1-6):
- T-mobile Ekstraklasa - 4-
- Liga Mistrzów - 3
- Liga Europy - 2-
- Puchar Polski - 1

WL