Mowa tu oczywiście o Manchesterze United. Swój poprzedni post o grudniowym szaleństwie w angielskiej ekstraklasie pisałem zachłyśnięty ostatnimi spotkaniami danych drużyn, biorąc faktycznie pod uwagę długość miesiąca i ilość meczów do rozegrania, jednak opierając się głównie na ubiegłej kolejce. I wydaje mi się, że przyznać się muszę do pomyłki, choć minął ledwie tydzień i prawdopodobieństwo zmian z racji małych odległości punktowych jest duże. W tej kampanii Czerwone Diabły mają już za sobą dwa z siedmiu spotkań. I mimo, że nie upłynął nawet tydzień od ich meczu na White Hart Lane, to sytuacja różni się od opisanej przeze mnie o pełne 180 stopni. Dziś nie ma żadnych podstaw do wskazywania na Red Devils jako kandydata do pierwszej czwórki po rozegraniu owych 7 spotkań. A zgodzą się ze mną z pewnością licznie przybyli w środowy wieczór na Old Trafford kibice Evertonu...
Swoją drogą, kto powiedział, że na meczach piłkarskich w Anglii jest spokojnie?
W ostatnich czterech spotkaniach dorobek Manchesteru to żałosne 2 punkty. I nie jest to czas na zastanawianie się, co by było, gdyby wpadło Rooney'owi w ostatnich minutach w Cardiff lub gdyby Anita nie zatrzymał zmierzającej do bramki piłki ręką. To czas na szybkie i odważne decyzje, aby uratować co tylko możliwe. To, co Sir Alex układał w piękną i bezlitosną machinę, u Moyesa do tej pory przypomina..., no właśnie, trudno powiedzieć co przypomina, bo mamy pełną świadomość istnienia w tym układzie wielkich gwiazd jak Rooney i Van Persie z doświadczeniem - Carrick, Giggs, a jednocześnie tuż obok nich biegają Phil Jones czy Tom Cleverley, o wątpliwych umiejętnościach choćby wyprowadzenia piłki. "No przecież to się nie dodaje..." - jak mawia Mariusz Max Kolonko.
Nie piszę tego, by po raz wtóry kanonizować Alexa Fergusona, znającego kod do tej enigmy, lecz aby zwrócić uwagę nowego menedżera na ważny fakt. Mianowicie, istnieją dwa wyjścia z wynikłego impasu. Pierwszym jest skierowanie kroków do biura poprzednika i prośba na kolanach o serię wykładów i sekretny przepis na "Fergie Time". Drugim, dogłębna renowacja i rekonstrukcja zgodnie z pomysłem nowego architekta. Pierwsze - o znacznie większym ryzyku, konieczności zaprezentowania charakteru i uporu, drugie - wymagające czasu. Ciężko powiedzieć na którą tych ścieżek zejdzie David Moyes. Balansował do tej pory pomiędzy nimi, poczynając już od okresu letniego. Doskonale wiemy, że Fellaini nie był jedynym celem transferowym 50 letniego Szkota. Ba, lista próśb i wymagań była dość długa. Z licznych przyczyn nie została, choćby zadowalająco, zrealizowania. Po słabym początku sezonu i szczególnie dotkliwej porażce z The Citizens, zaczął zmieniać się styl Czerwonych Diabłów, zupełnie, jakby maczał w tym palce sam Fergie. Po zwycięstwie nad Arsenalem, gdy humory znacznie uległy poprawie, przyszedł kolejny okres rozprężenia, połączony z kontuzją RVP. I choć pogrom Bayeru w Lidze Mistrzów chwilowo zamydlił nam oczy, ostatni tydzień odkrył wszystkie luki i braki. Dzisiaj osiągnięto punkt krytyczny, a już jutro może się okazać, że strata do lidera wyniesie 15 punktów.
I ciężko nie zgodzić się z opiniami, że potrzeba czasu i cierpliwości, tym bardziej gdy obejmuje się Manchester United po epoce Fergusona. Fakt, sir Alex zdobył pierwsze trofeum dopiero w czwartym sezonie. Jednak wszystko to działo się prawie 30 lat temu, gdy ówczesna krytyka mediów w dzisiejszych czasach równa się pstryknięciu w ucho. Oczywiście, bardziej rozsądnym wydaje się drugie z zaprezentowanych przeze mnie rozwiązań, jednak Moyes nie wie, ile dostanie czasu i jak duży będzie kredyt zaufania. Trwa okres hartowania się na ławce Czerwonych Diabłów. Szkot nie przypomina siebie z połowy sierpnia. Pewniejszy wzrok, wyostrzone rysy twarzy, przybyło kilka zmarszczek. Żmudnie zbierane jest doświadczenie uważnego stąpania po grząskim gruncie. Zaowocuje ono w przyszłości, jednak już dziś trzeba wykonać pierwszy, zdecydowany krok, aby pokazać, że konieczny czas mu się należy. I nie jestem pewien, czy krzyknięcie "fucking shit" w kierunku sędziego w starciu z Newcastle United było objawem siły charakteru czy desperacji. Chciałbym jedynie wierzyć, że Szkot ma świadomość, że to ostatni moment na zmiany.
WL
PS Czerwone Diabły przegrały na z Evertonem i Newcastle United na Old Trafford pierwszy raz od, odpowiednio - 1992 i 1972 roku. Wielkie serie świadczą o wielkich zespołach, a ich kres nierzadko staje się historycznym punktem zwrotnym. Trochę więcej w tym temacie - już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz