niedziela, 10 listopada 2013

Krótkie podsumowanie piłkarskiej Superniedzieli

Oj, działo się. Włosko-brytyjska mieszanka zapanowała nad dzisiejszym planem dnia. Jako przystawka: Spurs - Newcastle, potem pierwsze danie kombinacyjne: Sunderland - Citizens/Roma - Sassuolo, danie głowne: Manchester United - Arsenal i przepyszny deser: Juve - Napoli. Delissimo. Ale po kolei...

Spurs - Newcastle/Sunderland - Manchester City

Pellegrini i Villas-Boas, jako stosunkowo nowi w realiach BPL menedżerowie, poznają cały kwasek, jakim przyprawione są rozgrywki najlepszej ligi świata. O ile w przypadku Portugalczyka problem jest większy, bo skutecznością jego zespół nie grzeszy od początku rozgrywek, to trener The Citizens może czuć rozczarowanie. Kolejne stracone punkty na wyjeździe po całkiem solidnej grze. Odetchnąć może za to Alan Pardew, bo po wiktoriach przeciwko Londyńskim contenderom jego pozycja w drużynie srok z miasta nad rzeką Tyne gruntuje się coraz bardziej.

AS Roma - Sassuolo

Po meczu najstateczniejszej z ekip Serie A z drużyną grającą najbardziej nieokiełznaną (no może poza Sampdorią) piłkę można było spodziewać się wszystkiego. I tak faktycznie było. Pierwsza połowa to zdecydowany pokaz siły Rzymian. Mimo, że bramka zdobyta została dość szczęśliwie to mecz był całkowicie pod ich kontrolą. Przerażający jest stosunek wymienionych podań przez obydwie ekipy (Roma - żółty):



Szczęście jednak stało po drugiej stronie. Sprawdza się teza o szaleństwie drużyny Sassuolo. Jeżeli cokolwiek pozwoli im utrzymać się w tym sezonie w Serie A, to tylko ta cecha. A sam wynik tego dania miał swe znaczące reperkusje podczas deseru...

Manchester United - Arsenal

Znamienna statystyka. 50 spotkanie Arsene'a Wengera przeciwko United. Do tej pory - ledwie 15 zwycięstw. W symbolice biblijnej liczba 50 ma wyjątkowe znaczenie. Bardzo często stanowi swego rodzaju punkt zwrotny danych wydarzeń lub podkreśla ich szczególną rangę. Wielu dopatrywało się właśnie w tym zapowiedzi historycznego zwycięstwa Arsenalu, stanowiącego siedmiomilowy krok w kontekście walki o mistrzostwo. Tak solidnie zaplanowaną przepowiednie może zepsuć wyłącznie osoba o nadprzyrodzonych mocach. I takiej sytuacji byliśmy świadkiem. ManU nie byli drużyną Davida Moyesa. Ustawienie zespołu, odpowiednia taktyka, zneutralizowanie środka pola Carrickiem oraz Philem Jonesem, a także te błysk i sposób na Arsenal mogły być skutkiem działania jednego człowieka, który na Old Trafford (które, jak głosi napis na kibicowskiej fladze, jest niebem) staje się bogiem. I choć nie odnalazły go kamery, to on tam był, a jego duch unosił się nad boiskiem i do rewanżu na Emirates Stadium nie opuści Wengera. Faktycznie, być może był to przełomowy moment, choć nie taki, jakiego spodziewali się wszyscy. Błysk stracili Ramsey, Oezil i Giroud. Magia Old Trafford splątała im nogi czy dogasają fajerwerki The Gunners i wszystko wróci wkrótce do normy?

Juventus - Napoli

Jeśli chodzi o deser, to Włosi, mając we krwi złotą dewizę "dolce vita", nie mogą tego spieprzyć. Pula nagród została dodatkowo skumulowana przez potknięcie Romy. Było to jedno z najlepszych spotkań jakie widziałem w tym sezonie. Kwintesencja włoskiej piłki w dwóch wymiarach: dominacji - Juve w pierwszej części oraz żywiołowości i temperamentu - co zafundowały nam obie ekipy w drugiej połowie. Wrażenie po pierwszym kęsie było niezwykle mocne i wyraziste, a Llorente, jako dostarczyciel piłek nie do spieprzenia, z gracją kelnera z najlepszych restauracji podał nam to w odpowiedniej formie. Przez następne 45 minut dominował wyłącznie jeden smak - biało-czarny. Szefem kuchni był jak zwykle Andrea Pirlo, zachowując idealne proporcje przy każdym ruchu, a do pomocy miał swego wiernego ucznia - Paula Pogbę. Przedstawiciele błękitnej części deseru, a w szczególności Inler i Behrami, postanowili nie przeszkadzać mistrzom. Cud, że schodząc na przerwę nie zafundowali sobie wyższej straty. Po powrocie dostaliśmy kaloryczną mieszankę wybuchową. Juve, oddając inicjatywę, zafundowało nam prawdziwą symfonię smaków. Co chwila kubki smakowe były atakowane przez "wybryki" Insigne, Hamsika, Higuaina, Vidala oraz Teveza. Szczególnie za niewykorzystane okazje ostatniej dwójki Juve powinno być skarcone bramką. Na ratunek przybył jednak Pirlo i ładując niesamowitą piłkę prosto w okno, natychmiast ugasił pożar. Na sam koniec wisienką na torcie Paul Pogba, z niemiłosierną siłą obijając słupek, dopełnił dzieła. "La Vecchia Signora" zmniejsza stratę do Romy do 1 punkta i znów jest postrachem całego Półwyspu Apenińskiego. Sytuacja w Serie A wydaje się być opanowana. Teraz pora na Ligę Mistrzów...

X-factor dnia: Andrea "Il Professore" Pirlo





Nie mam pytań. Enjoy!

WL

Specjalnie ani słowa o Legii. Nie mogę doleczyć zgagi po czwartku. I nawet marny Widzew tego nie zmieni...


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz